Mój kolekcja perfum jest ponad miarę. Za każdym razem, gdy natrafiam na nowy zapach, który mi się podoba, dodaję go do mojej półki z perfumami. I używam terminu „półka” luźno, ponieważ około sześć miesięcy temu moja kolekcja przerosła swoją półkę i teraz najwyraźniej jestem typem osoby, która ma perfumy „szafka”. Spodziewam się, że gdybym miał faktycznie policzyć liczbę butelek we wspomnianej szafce, ostateczna liczba wynosiłaby gdzieś między 50 a 60. I nie jestem z tego dumny.

I pomimo tego, że mój nadmierne gromadzenie nie ma się czym chwalić, warto zauważyć, że moja wieloletnia obsesja na punkcie zapachów dopracowała mój nos. Ponieważ, chociaż posiadam wiele, nadal jestem niesamowicie wybredna. Lubię wszystko, od kwiatów i piżm po oud i przyprawy (jedyne nuty, których naprawdę nie cierpię, to te, które przypominają mi słodkie potrawy), ale w tych kategoriach? ja jestem poważnie wybredny. Moje perfumy muszą pachnieć drogo, ale nie przytłaczać, być wystarczająco mocne, abym mógł je wyczuć na pościeli następnego dnia, ale nie na tyle mocne, żeby kogoś urazić w windzie i co najważniejsze, żeby wąchać świeży.

Każdy, kto mnie zna, wie, że bym nigdy wyjdź z domu bez kropli perfum. Właściwie używam perfum w dni, kiedy nie wychodzę z domu. Z tego powodu, co zrozumiałe, otrzymywałem wiele komplementów na temat moich wybranych perfum każdego dnia na przestrzeni lat. A do zeszłego roku powiedziałbym, że mój największy tłum-zadowalający czy moja droga jest silniejsza, bardziej przyciągająca uwagę (i drogi) zapachy jak Acqua di Parma Colonia Essenza oraz Maison Francis Kurkidjian Baccarat Rouge 540. Jednak odkąd odkryłem go zeszłego lata, w mojej kolekcji są jedne perfumy, które zdecydowanie były najczęściej dyskutowanymi, najczęściej pytanymi i najbardziej komplementowanymi perfumami, jakie kiedykolwiek posiadałam.

Czysta rezerwa Skóra [Rezerwowa mieszanka] woda perfumowana (82 funty) po raz pierwszy przedstawiono mi w gorący letni dzień w Londynie. Był to dzień, który był tak duszno upalny, upalny i nieprzyjemny, że ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, było powąchanie perfum za perfumami podczas spotkania w pracy. Przekazano mi butelkę ekologicznej i zrównoważonej marki perfum. Niechętnie zdjąłem pokrywkę i spryskałem ją, przygotowując się na ból głowy, który miałem znieść.

Jednak nie dotarł. Po jednym spritzu i jednym powąchaniu, w zasadzie tonąłem w tym materiale. Słony, ale słodki, lekki i świeży, ale jednocześnie piżmowy i kojący. Skóra pachnie tak, jak pachną perfumy o nazwie „Skóra”. Jak dopiero co wykąpana skóra, spryskanie jej jest jak otulenie się świeżo wypraną, świeżą pościelą, bez tych zbyt powszechnych sztucznych nut przypominających detergent do prania i talk.

I choć to była miłość od pierwszego wąchania, bo spryskiwałam się nią każdego ranka, po kilku tygodniach codziennego noszenia, zaczęłam przyzwyczajać się do tego, jak pięknie jest subtelna. Dopiero trzecia osoba zatrzymała mnie w biurze, aby pochwalić mój zapach, że przypomniała mi się jego cudowność. „Dlaczego zawsze tak pachniesz tak świeżo i czysto?” zapytał kolega. Zakłopotany powiedziałem, że to musiał być mój szampon lub krem ​​do ciała. Ale potem, kilka dni później, kiedy spryskałem skórę przy biurku, grosz spadł i nagle wszyscy chcieli poznać nazwę moich sekretnych perfum. I myślę, że to najwspanialsza rzecz w tym zapachu – po prostu… więc przekonujący w swoim pięknie i świeżości. To jak skóra, jasne, ale to naprawdę świetna skóra.